About Me

header ads

PRZEDPREMIEROWO Jednostka, Ninni Holmqvist


Czasy, gdy niezmiennie zaczytywałam się w dystopiach, już dawno minęły, ale ten gatunek wciąż jest jednym z moich ulubionych i dość często do niego wracam. Dlatego nie mogłam odmówić „Jednostce”, która podobnie jak „Opowieść podręcznej”, podsuwa nam straszną wizję świata. 


Dorrit poznajemy w momencie, gdy już stała się zbędna – starzeje się i nie ma dzieci. Trafia więc do jednej z Jednostek, gdzie mieszkają i żyją zbędni, a w zamian za wszelkie udogodnienia i zachcianki, biorą udział w eksperymentach – zarówno medycznych, jak i psychologicznych czy fizycznych – oraz oddają swoje organy dla potrzebnych. Aż do momentu donacji końcowej. Dorrit w Jednostce w końcu czuje, że żyje. Poznaje wiele przyjaciół, a w pewnym momencie tworzy również związek z Johannesem. I w pewnym momencie coś się zmienia, a ona dostaje... szansę. A na co, to już dowiecie się sami, gdy sięgniecie po „Jednostkę”. Bo po tej recenzji na pewno sięgniecie – gwarantuję. 

„Jednostka” zaczyna się całkiem spokojnie. Towarzyszymy Dorrit w drodze do Jednostki, a w międzyczasie ona opowiada nam o swoim dotychczasowym życiu – o jej kochanku, Nilsie, który mimo iż ją kochał, nie zdecydował się jej pomóc, o Jocku, jej psie, z którym rozłąka była dla niej najtrudniejsza. A później razem z nią odkrywamy Jednostkę, poznajemy mieszkańców i możliwości, jakie daje to miejsce. I ja ani razu przez całą książkę nie odczułam, że czytam o starych, nikomu już nie potrzebnych ludziach. Zupełnie jakby nie było tam pięćdziesięcio- i więcej latków, a młodzi ludzie, którym po prostu życie nie wyszło i system stwierdził, że lepiej się przydadzą, jak oddadzą kilka organów. Były bankiety powitalne, były wizyty u fryzjera, kosmetyczki, było pełno szczęśliwych chwil. Ale byliśmy też razem z Dorrit świadkami tych smutnych chwil, gdy któraś z bliskich jej osób szła na donację końcową, albo w wyniku jakiegoś medycznego testu, który poszedł nie tak, trzeba było kogoś pożegnać. 

„Jednostka” to jedna z tych książek, które są idealne do dyskusji. Czy taki rządowy program ma rację bytu? Czy rzeczywiście można ludzi dzielić na potrzebnych i zbędnych na podstawie tego, czy mają dzieci, czy nie? Czy starsze osoby naprawdę czują się tak niepotrzebne, że są zdolni do takich zabiegów? Pytania można mnożyć, o odpowiedzi jest jeszcze więcej. Cały program ma swoje plusy, jak i minusy, a nasza opinia wynikać może tylko z tego, jak mówi nam nasza własna moralność. Można się spierać, czy to etyczne, czy nie. I właśnie w tym tkwi urok „Jednostki” – na tej mnogości zdań i interpretacji. To powieść, o której naprawdę się myśli. Analizuje. Zastanawia, jak sami byśmy się zachowali w obliczu takiego świata. 


Ninni Holmqvist przedstawiła nam niepokojącą wizję, która brzmi aż nazbyt realistycznie. Stworzyła pełnokrwistych bohaterów, stworzyła okrutny system. A opisała to wszystko w sposób delikatny, posługując się Dorrit do opowiedzenia tej historii, która w pewnym sensie narzuca nam myślenie o systemie, ale która jednocześnie przemyca małe szczegóły, które pozwalają nam spojrzeć na wszystko z szerszej perspektywy. Myślimy, że to system oparty na szacunku, bo zbędni w Jednostce w końcu go otrzymują, ale czy na pewno? Wydaje nam się, że wszyscy podejmują słuszne decyzje, bo tak myśli Dorrit, ale czy na pewno? Stylistycznie ani językowo nie ma tu nic do zarzucenia – zwłaszcza, że ja zdecydowanie mam problem z autorami ze Szwecji i okolic. Ninni Holmqvist swoim stylem nie przypomina typowej szwedzkiej narracji znanej wszystkim z ich „kryminałów” (które w rzeczywistości są powieściami obyczajowymi ze zbrodnią w tle), nie ma dziwnych konstrukcji zdań, które po polsku nie brzmią ani trochę – wręcz przeciwnie, Holmqvist pisze bardzo amerykańsko. I czyta się to bardzo przyjemnie. 

„Jednostka” liczy sobie nieco mniej niż trzysta stron, ale to w zupełności wystarcza – nie ma zbędnego przynudzania, ale też niczego nie brakuje. Czyta się z zainteresowaniem, bo oprócz typowo codziennych czynności, których opisy trącają obyczajówką, mamy tu ciągłe eksperymenty, ciągłe wspominanie o tym, że ktoś właśnie stał się tak zbędny, że już go nie ma. Gdy nawiązuje się relacja między Dorrit a Johannesem, to zainteresowanie rośnie jeszcze bardziej. 

„Jednostka” to jedna z tych powieści, po którą powinien sięgnąć każdy. Chociażby dla konfrontacji z wizją świata, jaką przedstawia nam Ninni Holmqvist. Ja was serdecznie do lektury zachęcam, bo naprawdę warto. 

8/10 

Premiera „Jednostki” już jutro, 12 lutego.

Za możliwość lektury serdecznie dziękuję wydawnictwu Editio.


Jednostka | Enhet
Ninni Holmqvist 
tł. Alicja Rosenau
Wydawnictwo Editio, 2019

Prześlij komentarz

1 Komentarze

  1. Jeśli będę miała okazję to po nią sięgnę :)
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń