Od czasu, gdy przeczytałam Kasację,
Remigiusz Mróz z automatu stał się tym, który ostatecznie przekonał mnie, że
literatura polska też jest dobra (ostatecznie, bo wcześniej czytałam jedynie
Marcina Szczygielskiego i z niechęcią sięgałam po innych polskich pisarzy). Seria
z Chyłką i Zordonem, W cieniu prawa, Behawiorysta, Ekspozycja i właśnie Świt,
który nie nadejdzie – te wszystkie pozycje sprawiły, że Mróz znalazł się na
podium moich ulubionych autorów, na równi z Harlanem Cobenem i Colleen Hoover.
Odrobinę bałam się sięgać po Świt,
bo negatywne opinie przeważały nad pozytywnymi (przynajmniej te, na które się
natknęłam i miałam okazję przeczytać). Podeszłam więc do lektury „na chłodno”,
zwłaszcza że nie przepadam za książkami historycznymi. I wiecie co? Naprawdę pozytywnie się zaskoczyłam.
Ernest przyjeżdża do Warszawy i niemalże od razu wpada w kłopoty – gdy młoda
dziewczyna potrzebuje pomocy, Ernest rozprawia się z jej oprawcą, nieświadomie
zadzierając z warszawskim gangiem. Były pięściarz jednak wie, jak załatwiać
interesy, jak podejść innych i jak przetrwać. Jednocześnie Eliza rozpoczyna
swoją służbę w kobiecej policji, a jej pierwszym zadaniem jest… uwieść Ernesta
i skłonić go do współpracy.
Obawiałam się, że zostanę przytłoczona międzywojenną Warszawą, że
historia będzie tu grała pierwsze skrzypce, a okazało się, że wszystko jest
miłym tłem, które tworzy niesamowity klimat powieści. Świat gangów jest tu głównym motywem. Sposoby ich działania,
hierarchia, zdobywanie władzy i zwykła codzienność członków. To podobało mi się
najbardziej.
Ulice sprawiały melancholijne, nieco posępne wrażenie. Z jakiegoś powodu Warszawa kojarzyła się Wilmańskiemu z rajem utraconym. Być może wynikało to z tych wszystkich nadziei, które rozbudzono kilka lat temu.
Ernest jest postacią jednocześnie przerażającą, jak i wzbudzającą pewnego
rodzaju bezpieczeństwo. Zawsze poważny, ale potrafi niepozornie zażartować. I
naprawdę jego kreacja do mnie trafiła. Niejednokrotnie podczas czytania śmiałam
się, złościłam i byłam wstrząśnięta – przywiązałam się do bohaterów, częściowo
odczuwałam to, co oni i właściwie uwielbiam to. Ostatnio mało jaka książka
potrafi w całości wciągnąć mnie do swojego świata, a Świtowi się to udało. Moja emocjonalna natura znów dała o sobie
znać, a wydarzenia ze Świtu, który nie
nadejdzie wywoływały we mnie mnóstwo uczuć.
Remigiusz Mróz, co już kiedyś pisałam, ma w swoim stylu coś takiego i
charakterystycznego, że gdybym dostała w ciemno jakiś jego fragment, od razu
bym odgadła autora. Uwielbiam ten lekki,
niewymuszony styl. Czytanie powieści R. Mroza to czysta przyjemność, więc
wcale nie miałam wyrzutów sumienia, że poprzednią niedzielę spędziłam w międzywojennej
Warszawie, zamiast się uczyć.
Polecam gorąco, bo to naprawdę dobra powieść. Międzywojenna Warszawa jest
niesamowitym tłem dla działań gangsterskich, jak i codzienności Ernesta, Elizy
i Any. Osób nielubiących powieści historycznych, tak jak ja, polecam w
szczególności. Ten aspekt książki nie przytłacza. Wszystko w Świcie idealnie się łączy, zaskakuje i
wstrząsa. A ja kiedyś znów powrócę do historii Ernesta.
9/10
Świt, który nie nadzejdzie
Remigiusz Mróz
Czwarta strona, 2016
530 stron
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 3,3 Czytam, bo polskie
Olimpiada czytelnicza
6 Komentarze
Ja po książkę na pewno nie sięgnę, ale dobrze, że przekonałaś się do polskiej literatury :D Nasi pisarze naprawdę często zasługują na uwagę.
OdpowiedzUsuńUwielbiam książki Mroza, ale jak dotąd czytałam te książki z Chyłką. Mam nadzieję, że "Świt, który nie nadejdzie" trafi kiedyś do moich rąk :)
OdpowiedzUsuńPo Kasacji polubiłam autora, więc z chęcią sięgnę. :) Mam nadzieję, że i mi się spodoba również.
OdpowiedzUsuńFantastyczna powieść :) Po niej sięgnęłam po inne książki autora :)
OdpowiedzUsuńMróz to chyba nie dla mnie... Chociaż Zaginięcie mam na półce!
OdpowiedzUsuńMoim obecnym planem jest dokończenie serii o Chyłce, tylko oczywiście jak na złość w bibliotece wszystkie tomy są wypożyczone. W szkolnej to samo - Mróz coś szybko się rozchodzi :D.
OdpowiedzUsuń