Około półtora roku temu przeczytałam
pierwszą książkę Pauliny Świst – „Prokuratora” – i
przyrzekłam, że więcej po jej książki nie sięgnę. Jednak
skusiłam się na pierwszy tom nowej serii, licząc, że może przez
ten czas styl autorki się rozwinął, że może nauczyła się
lepiej kreować bohaterów. Niestety, nic takiego się nie stało.
Jest tak samo źle.
„Karuzela” rozpoczyna się sceną,
gdy Piotr zbiera kilka osób i przedstawia im pomysł zarobienia
mnóstwa pieniędzy. Oczywiście sposób nielegalny. Fragment jest
króciutki, mało się z niego dowiadujemy, a następnie mamy
przeskok czasowy o rok później, gdzie coś poszło nie tak –
Piotr ucieka, a jego miłość, Ola, zostaje zatrzymana przez
policję. Od tego momentu nic nie jest logiczne i spójne, a słowo
„chronologia” jest Paulinie Świst najwyraźniej nieznane, bo
narracja skacze sobie, jak chce, często bez większego ładu i
składu. Pojawiają się znikąd wzmianki o innych postaciach,
zostawiając czytelnika zirytowanego, że nie wie, kto kim jest i co
ma do całej akcji, podczas gdy bohaterowie rozmawiają w taki
sposób, że doskonale wiedzą, o co chodzi – taki zabieg wcale nie
podsyca ciekawości, wcale nie intryguje. Pomijając oczywiście
fakt, że dialogi to jeden z wielu wielkich minusów tej powieści.
O ile w „Prokuratorze” bohaterowie
byli zwyczajnie głupi i denerwujący, tak w „Karuzeli” są
nieciekawi i zupełnie obojętni czytelnikowi. Ich losy zupełnie
mnie nie interesowały. Nie mogę nawet napisać o nich nic więcej,
bo są tak bezbarwni i bez cech, że nijak nie da się ich określić
czy opisać. Wydawać by się mogło, że im więcej się pisze, tym
lepiej to wychodzi – niestety, u Pauliny Świst nie widać żadnej
poprawy, jest ciągle tak samo. Po raz kolejny dziwiłam się, że
ktoś może mieć tak ubogi zasób słów i tworzyć tak proste i
wręcz pospolite zdania – często przy tym opisując nie to, co
czytelnika interesuje najbardziej, a błahostki nic niewnoszące do
sceny.
O fabule także za wiele nie da się
powiedzieć – mamy przekręt z dużą ilością pieniędzy, a
Piotra ktoś próbuje dopaść. I jest seks. Dużo seksu. Niemalże w
każdym fragmencie – a nie grzeszą one długością, najczęściej
mają po stronie, dwóch. Co najgorsze w tym wszystkim, te sceny są
napisane pod jedno kopyto – to samo słownictwo, ten sam schemat, w
dodatku całkowicie bez polotu i emocji – niczym opis chmurek na
niebie. Skakanie między narracjami Oli i Piotrka w tak krótkich
fragmentach wprowadza równie wielki chaos, co przeskoki tydzień
później/wcześniej.
Nie znalazłam w tej powieści nic, co
byłoby warte uwagi – tej pozytywnej – znalazłam za to banalnych
i niewymiarowych bohaterów, słabe dialogi, fatalną narrację,
nudną fabułę i doprowadzający mnie do szału zapis pseudonimów
(nadużywanie cudzysłowu tam, gdzie go być nie powinno). „Karuzela”
zamiast bawić, sprawiała, że na zmianę ziewałam i wywracałam
oczami. Nie żałuję czytania – „Karuzela” utwierdziła mnie w
przekonaniu, żeby więcej nie dawać Paulinie Świst szansy, bo nie
warto. I was też specjalnie nie zachęcam do czytania – można
zamiast tego poświęcić uwagę ciekawszej pozycji.
3/10
Za możliwość przeczytania „Karuzeli” dziękuję Wydawnictwu Akurat.
Karuzela
Paulina Świst
Wydawnictwo Akurat, 2018
317 stron
4 Komentarze
Dopisałam już do swojej listy czytelniczej :)
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Jednym słowem dobrze, że nie skusiłam się na tą książkę. Prokuratura nie skończyłam, nie byłam w stanie...
OdpowiedzUsuńO. Jestem zaskoczona. Pierwszy raz spotykam się z negatywną recenzją tej książki. Teraz jestem trochę niezdecydowana. Z jednej strony chce, a z drugiej boję się zawodu. Może po szaleństwie grudniowym przeczytam. Chciałabym wyrobić sobie sama o niej zdanie. Ale dzięki za recenzję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czytałam trzy poprzednie książki autorki, były całkiem całkiem. Ta jeszcze przede mną.
OdpowiedzUsuń