About Me

header ads

Famous in love, sezon 1 — recenzja


Nigdy specjalnie nie ciągnęło mnie do oglądania seriali. A, bo to długo trwa, bo odcinek tygodniowo, jeśli jest się na bieżąco, bo za dużo czasu straconego, gdy nadrabia się kilka sezonów. A, bo to przy dużej ilości odcinków i sezonów robi się nudne. A, wolę poczytać książkę. Teraz jednak mam najdłuższe wakacje życia i w pewien sposób pokochałam ten stan, gdy nie wiedząc, co ze sobą zrobić, odpalam jakiś serial i znikam na kilka godzin z prawdziwego świata.

Mam tyle planów serialowych na najbliższe miesiące, lista seriali na TVshow Time wciąż rośnie. Ostatnio obejrzanym w całości serialem było Famous in love. Nowy, bo emitowany aktualnie, miał zaledwie jeden dziesięcioodcinkowy sezon, więc dwa wieczory i serial za mną. I chociaż na pilot patrzyłam z mieszanymi uczuciami, kolejne odcinki na dobre mnie wciągnęły i przepadłam.

Paige Townsen (grana przez Bellę Thorne) za sprawą swojej najlepszej przyjaciółki, Cassandry, idzie na przesłuchanie do produkcji Locked i chociaż jest początkująca, od razu dostaje główną rolę. Rainer Devon (grany przez Cartera Jenkinsa) jest bogatym dzieciakiem, który za sprawą matki producentki, grał już niejedną rolę — i od samego początku druga główna rola w Locked należy do niego. Między tą dwójką od razu iskrzy. Jednak na drodze ich relacji staje nie tylko praca, ale i Jake Salt, najlepszy przyjaciel Paige, który darzy ją takim samym uczuciem, jak ona jego.

Chociaż Rainer wydaje się być bogatym dupkiem (którym w sumie jest), kibicowałam mu niemal od początku. Po aferze dotyczącej jego najlepszego kumpla Jordana, z którym zdradziła Rainera dziewczyna, Tangey, przez salon Rainera przewija się co wieczór inna dziewczyna. Do czasu, aż poznaje Paige, która go intryguje. I niesamowicie polubiłam tę dwójkę razem, do tego stopnia, że nie wyobrażam sobie, by Paige jednak wybrała Jake'a. Jake to ciepła klucha, która nie wie, czego chce. I chociaż aktor grający tę postać jest przystojny, mam do niego mieszane uczucia.


Chociaż mój opis brzmi dość prosto, nic tam nie jest proste. Famous in love pokazuje tę część przemysłu filmowego, której nie widać na pierwszy rzut oka. Czyli intrygi. Dawno nie oglądałam czegoś, co w tak krótkim czasie pokazałoby tyle różnych intryg, prowadzonych przez taką ilość osób. Niejednokrotnie byłam zaskoczona obrotem zdarzeń. Z każdym odcinkiem twórczy odkrywali przede mną coraz to lepsze sekrety, coraz to bardziej gmatwali sytuacje bohaterów. Czasem niesamowicie denerwowałam się przez wybory i czyny niektórych, jednak właśnie przez to każda postać była... bardziej ludzka, realna.

Oprócz bohaterów, z których polubiłam wszystkich za wyjątkiem Alexis i Jake'a, podobały mi się również zdjęcia. Serial jest dobrze nakręcony, przewija się tam mnóstwo pięknych widoków Hollywood, a sceny są tak dawkowane, by podsycać ciekawość widza. Cliffhanger w ostatnim odcinku niemalże złamał mi serce — kilka dni po skończeniu go wciąż jestem zdenerwowana i podekscytowana tym, czego nam twórcy nie pokazali. Nie mogę się doczekać drugiego sezonu — i nie wyobrażam sobie, by miało go nie być.

Ciekawe są również inne, poboczne wątki i motywy. Oprócz całej sieci intryg i trójkąta miłosnego, pojawiają się też elementy takie jak homoseksualizm, niszcząca siła prawdy czy niedopowiedzeń, konsekwencje kłamstw. Postawy niektórych bohaterów pokazują, jak zawistni i rządni władzy, pieniędzy czy sławy są ludzie. Pokazują, do czego niektórzy są zdolni, by je zdobyć. Famous in love mimo tego, że to serial młodzieżowy, pokazuje też, jak ciężkim zawodem jest aktorstwo — choćby we fragmentach, gdy Paige nie wszystko wychodzi, gdy nie może spotkać się z przyjaciółką bo musi być na przymiarkach, czy innym spotkaniu.


Chociaż Bellę Thorn znałam z różnych miejsc, nigdy wcześniej tak naprawdę nic z nią nie oglądałam. Ciężko mi więc porównać jej grę aktorską. Wiem jednak, że w Famous in love jej gra aktorska mnie przekonuje. Podoba mi się. I nie mam co do niej żadnych zarzutów. Podobnie z Carterem Jenkinsem, którego gra również mnie przekonała. Podobnie jak z całą resztą aktorów. Śmiem więc twierdzić, że cała ekipa aktorska jest tu dobrana bardzo dobrze.

Famous in love może i nie jest najlepszym serialem życia, może i nie każdemu przypadł/przypadnie do gustu, ale moje serce skradł. Kibicuję Paige i Rainerowi oraz Jordanowi i Tangey, wkurzam się na Alexis, Ninę czy innych, mam ochotę wywalić Jake'a przez okno, a Adama ściskać mocniej, niż Cass. Famous in love wywołał we mnie mnóstwo skrajnych emocji — bawiłam się przy nim świetnie i z tych różnych względów bardzo polecam.


9/10

Kto już oglądał? Jesteście #teamRainer? :)

Prześlij komentarz

5 Komentarze

  1. A ja niestety muszę przyznać, że jestem daleko w tyle z wszystkimi serialami i w najbliższym czasie niestety się to nie zmieni, więc szczerze Ci zazdroszczę ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsze zdanie Twojego posta to idealne opisanie mnie, hahah
    Ale ostatnio się przełamałam i bezczynne siedzenie przed ekranem wychodzi mi coraz lepiej :D
    Co to opisywanego przez Ciebie serialu, może kiedyś się zdecyduję :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten serial mi umknął, ale brzmi bardzo ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakiś czas temu moja przyjaciółka mi o nim wspominała,teraz będę miała trochę więcej czasu to zacznę go oglądać :)

    http://pomiedzyrozdzialami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie przed chwilą skończyłam oglądać pierwszy sezon i jak to mam w zwyczaju po obejrzeniu serialu, filmu lub przeczytaniu książki weszłam do internetu chcąc poznać opinię innych ludzi. Mam podobne odczucia jak ty. Za chwilę będę się brała za kolejny sezon :) aż nie mogę się doczekać

    OdpowiedzUsuń