About Me

header ads

Moje śliczne, Karin Slaughter



Po genialnym Nocnym filmie zapragnęłam dalej czytać kryminały, powrócić do jednego z moich najulubieńszych gatunków. Wybór padł na Karin Slaughter, o której słyszałam same dobre opinie. Na moje szczęście, znalazłam w bibliotece akurat taką książkę, która nie jest jedną z serii. Trzymałam w rękach jednotomowy kryminał, mając nadzieję, że znów zostanę oczarowana. Jak wyszło?


Claire i Paul wychodzą z baru i zostają brutalnie napadnięci w ciemnej uliczce, gdzie chwilę później Paul umiera od śmiertelnego ciosu. W dniu pogrzebu Claire odnajduje na komputerze męża przerażające filmy porno, na których zamaskowany mężczyzna torturuje, zabija i na koniec gwałci dziewczyny. Choć Claire chce wierzyć, że to jedynie inscenizacje, jedna z dziewczyn na nagraniu wygląda jak aktualnie zaginiona dziewczyna. W pudłach odnajduje teczki personalne nieznanych kobiet oraz jej siostry, z którą nie ma kontaktu od osiemnastu lat. Claire postanawia nie ufać policji i sama próbuje się dowiedzieć, co się właściwie dzieje.

Często w kryminałach narzekam na styl pisania autorów, zwłaszcza w tych skandynawskich. Przeszkadzają mi zbyt krótkie zdania, które często brzmią jak wyjęte z książeczki dla dzieci i przeszkadzają w płynnym czytaniu. Tutaj na całe szczęście tak nie było (a przynajmniej nie cały czas). I chociaż w stylu Slaughter brakowało mi czegoś nieokreślonego, tak czytało się przyjemnie, bez większych przeszkód, więc chyba mogę go określić jako dość dobry. Nie zachwyca, ale też nie irytuje. Nie jest zbyt prosty, ale też nie skomplikowany.

Zupełnie inaczej ma się zagadka, jaką musi odkryć Claire. Byłam zaintrygowana opisem, ale to od momentu odnalezienia nagrań byłam zaciekawiona najbardziej. I aż do samego końca. Claire nie wie, komu może zaufać, kto jest po jej stronie. Pytania, jakie stawia sobie Claire, nie dają jasnych odpowiedzi, a przede wszystkim nakręcają wyobraźnię. Razem z nią i Lydią rozwiązywałam całą sprawę. Zastanawiałam się nad tym i tamtym, próbowałam znaleźć logiczne wyjaśnienia dla przeróżnych rzeczy. 

Tempo akcji jest utrzymane wręcz idealnie. Lekkie wprowadzenie w temat, a potem raz dwa przechodzimy do konkretów, bez zbędnego gadania, rozpisywania się na temat smaku kupowanej kanapki czy innych rzeczy, które stopują rozwój sprawy. Samo prowadzenie akcji było skonstruowane bardzo dobrze, z dbałością o szczegóły. Nie podejrzewałabym, że tak wiele różnych osób może być w taki sposób ze sobą powiązanych. Tym samym przechodzimy do bohaterów Moich ślicznych. Claire na pozór wydaje się typową głupią żoną milionera, ale dopiero później odkrywamy, że takimi czy innymi wyborami stoją pewne rzeczy, sytuacje i warunki. Właściwie polubiłam ją, może nie od pierwszych stron, ale z pewnością już na początku. Lydia jest niesamowicie barwną postacią, którą jednak polubiłam znacznie później. A do tego cała reszta, tworząca niesamowite tło i uzupełniająca wszystkie luki. Właściwie nie mam powodów, by ponarzekać na kogokolwiek. Nawet dupek Nolan był fajnym dupkiem, który dodawał nieco zabawy podczas śledztwa. Kreacja bohaterów jest zatem satysfakcjonująca. 


Właściwie, gdy mam wybór między thrillerami z perspektywy komisarzy, dziennikarzy i osób trzecich, które prowadzą prywatne śledztwo, zawsze wybieram opcję trzecią. Gdzieś po drodze utarł się stereotyp komisarza z piwnym brzuszkiem, a to zaczęło mi przeszkadzać. Dziennikarzy wolę dużo bardziej, ale to kryminały z udziałem zwykłych ludzi są najlepsze, bo mogę odkrywać ślady razem z nimi zwykłymi drogami, nie korzystając z pomocy policyjnych magików. Dlatego dociekliwe siostry w głównych rolach tutaj są dla mnie plusem


Chociaż w stylu Slaughter coś mi nie grało, Moje śliczne czytało się bardzo szybko. Miało na to największy wpływ zaciekawienie, ale również bohaterowie, czy zwroty akcji i niepewność, kto jest po jakiej stronie. Po kilku miesiącach czytelniczego zastoju, gdzie czytanie szło mi opornie, Moje śliczne połknęłam w dwa wieczory. Myślę, że każdy wielbiciel kryminałów będzie ukontentowany lekturą, bo to bardzo dobra powieść. I pewnie dostałaby ode mnie wyższą notę, gdybym nie była tak wybredna co do stylu i języka. 

Idealny tytuł do wieczornego relaksu z książką. Co tu więcej pisać, polecam

8/10

Moje śliczne | Pretty Girls
Karin Slaughter
tł. K. Ciążyńska 
wyd. Harper Collins, 2015
480 stron
Olimpiada czytelnicza
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu 3 cm
Tą pozycją zaliczyłam wyzwanie 52 książki w roku, edycja 2017.

Prześlij komentarz

3 Komentarze

  1. Bardzo ciekawa recenzja:) w wolnej chwili sięgnę po książkę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja kocham kryminały, ale jeszcze wiele przede mną do odkrycia. Bardzo bym chciała przeczytać coś Slaughter i przekonać się, co ja o niej pomyślę. I jakoś osoby trzecie, które prowadzą prywatne śledztwo, najbardziej mnie intrygują, tak samo jak Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadal nie czytałam "Nocnego filmu", a tu proszę, kolejny ciekawy kryminał. Spróbuje najpierw z tym pierwszym, jeśli się spodoba, to o po "Moje śliczne" sięgnę :)

    Pozdrawiam,
    Ania z https://ksiazkowe-podroze-w-chmurach.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń