Doszłam do tego momentu w życiu,
gdzie już nie sięgam hurtowo po młodzieżówki jak dawniej. Aż do
teraz byłam wręcz pewna, że nastąpił ten przełomowy moment, w
którym z nich wyrosłam i już żadna taka historia mnie nie
zachwyci. Jestem wręcz przekonana, że gdybym zobaczyła tę pozycję
gdzieś w księgarni, zupełnie nie zwróciłabym na nią uwagi —
okładka typowa dla literatury młodzieżowej, tytuł również, a
opis ciekawy, ale bez szału. I wy pewnie zrobicie to samo. Dlatego
koniecznie czytajcie dalej, co mam wam do powiedzenia. Nie
pożałujecie. :)
Jej wysokość P.
to historia siedemnastoletniej Peyton, której zbyt duży wzrost
utrudnia życie — i to codzienne, i to miłosne. Dlatego, gdy w
mieście pojawia się chłopak wyższy od niej, a do tego pomaga jej
wygrać mały zakład, Peyton zgadza się na zakład o wiele większy
i bardziej skomplikowany. Musi iść na trzy randki i bal maturalny z
chłopakiem wyższym od niej — a takich jest w szkole tylko pięciu.
Opis
może i brzmi banalnie — znowu zakład?
pomyślicie. Okazuje się jednak, że Jej wysokość P.
to o wiele bardziej skomplikowana historia. A przede wszystkim o
wiele ambitniejsza niż większość książek z tego gatunku.
Peyton jest mocno zakompleksioną dziewczyną — ale jak nie być,
gdy ma się ponad 180cm wzrostu, co jest powodem do żartów —
która urzekła mnie swoją odwagą. Odwagą, która przyszła z
czasem, do której Wielka P. musiała dojrzeć, do której musiała
zrozumieć, że jest zdolna. To, jak radziła sobie z pewnymi
problemami, niesamowicie mi zaimponowało. Oczywiście, była przed
nią długa droga, którą jako czytelnicy możemy śledzić i
kibicować Peyton z całych sił.
Chociaż
narratorem jest właśnie Peyton, możemy też poznać życie Jaya,
nowego ucznia — zastosowanie tu tylko jednej narracji było
idealnym wyborem, bo Jay jest przez nas poznawany dokładnie tak
samo, jak przez Peyton. Na wspomnienie zasługuje też Chloe,
najlepsza (bo jedyna) przyjaciółka Peyton, której pokłady
optymizmu niejednokrotnie wywołały u mnie uśmiech, a jej
zamiłowanie do mieszanek herbat totalnie mnie urzekło. Właściwie
każda postać miała jakąś swoją rolę — mniejszą lub większą,
i każda była potrzebna, na swój sposób urocza.
Oprócz
tego, że Jej wysokość P.
jest absolutnie optymistyczną opowieścią o akceptacji siebie,
swoich niedoskonałości, o szukaniu w sobie siły, by stawić czoło
wyzwaniom, o przyjaźni, to jest także świetnie napisana. Autorka
po mistrzowsku operuje słowem. Styl nie jest ani zbyt prosty, ani
też przesadnie napompowany — jest wręcz akuratny do gatunku young
adult. Humor to kolejna rzecz, która jest tu użyta fantastycznie —
nie raz głośno się zaśmiałam, zwracając na siebie uwagę osób
wokół.
Jak na
młodzieżówkę przystało, są tu i elementy typowe — jak choćby
bieg zdarzeń, który wali się, gdy już wszystko układa się po
myśli bohaterów, tajemniczy aspekt życia bohatera, czy praca w
barze. Mimo to Jej wysokość P.
to jedna z najlepszych young adult, jaką miałam przyjemność
czytać. Zamiłowanie Chloe do herbat, szkolna sztuka teatralna,
motyw mody od zupełnie innej strony — to wszystko nadaje Jej
wysokości P. wyjątkowości.
To
historia dziewczyny, która na naszych oczach rozwija skrzydła.
Odnajduje w sobie pokłady siły i odwagi. Odnajduje w sobie piękno.
Pokazuje, że jeśli tylko się chce, to można wszystko.
Jestem
absolutnie zachwycona tą pozycją.
9/10
PREMIERA KSIĄŻKI JUŻ 9 MARCA.
Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.
Jej wysokość P. | The Law of Tall Girls
Joanne MacGregor
tł. Edyta Świerczyńska
Wydawnictwo Kobiece, 2018
440 stron
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu 2,6 cm
2 Komentarze
Zainteresowała mnie ta książka już wcześniej właśnie ze względu na to że bohaterka jest taka wysoka. Ale serio, jest to powód do pisania książki? Do kompleksów? Jest to coś niesamowitego? Wszak to tylko 180 a nie 200... Przeczytam, bo mam 183 cm i chcę zobaczyć co tam głupiutkiego o tym wymyślili.
OdpowiedzUsuńwww.read-me21.blogspot.com
To już kolejna tak pozytywna recenzja tej książki, którą czytam :) Początkowo jak zobaczyłam tę książkę w zapowiedziach, nie miałam w planach jej czytać, chyba właśnie przez okładkę. Jednak zmieniam zdanie, bo okazuje się że warto :)
OdpowiedzUsuń