About Me

header ads

Serialowy mini przegląd |4|


Po ponad dwóch miesiącach przychodzę z kolejną trójką seriali, jakie ostatnio miałam przyjemność (albo i nie ;p) oglądać.


THE GOOD PLACE


Uwielbiam seriale, przy których mogę się śmiać (nie tylko z potyczek słownych, ale i zabawnych sytuacji), a przy tym są krótkie. The Good Place wpisało się idealnie w moje preferencje. A przyznam szczerze, że włączenie pierwszego odcinka było raczej spontaniczne — zapytałam kilka osób, co polecą na szybko zabawnego i lekkiego. I absolutnie nie żałuję. 
Jedyne, co z fabuły można zdradzić, by nie spojlerować za bardzo, to to, że Eleanor nie żyje i znalazła się w Dobrym Miejscu. Ale coś poszło nie tak, bo... A nie, tego wam nie zdradzę. ;) 
Do trzeciego odcinka jest zwyczajnie zabawnie i ogląda się raczej dla wspaniałej Kristen Bell, dla chwili śmiechu i po prostu samo patrzenie sprawia przyjemność, bo wszystko jest pięknie kolorowe. Ale zakończenie 3. odcinka zostawia nas z wielkim WOW na ustach i później nie ma opcji, by przerwać oglądanie. No, chyba że już naprawdę trzeba iść spać. 
Jak podkreślam dość często, rzadko zdarza mi się binge-watching, a The Good Place to kolejny serial, który połknęłam w dwa/trzy dni — i to oba sezony. Bawiłam się przy tym niesamowicie. Kibicując bohaterom, śmiejąc się, niedowierzając, ciesząc z absurdalnych ale genialnych scen i sytuacji. To krótka produkcja — pierwszy sezon liczy 13 odcinków, drugi 12, a każdy trwa około 25 minut. Jeśli więc nie wiecie, na co przeznaczyć ok. 10 godzin swojego życia, to The Good Place nada się do tego idealnie. Bo bawi i uczy. I jest super. 
Polecam z całego serducha! 

   


LE CHALET (DOM W GÓRACH)


Podsunął mi to Netflix, że podobno mi się spodoba. No to się skusiłam i po pierwszym odcinku nie wiedziałam, co mam myśleć. Le Chalet opowiada historię grupki ludzi, która zbiera się w małej wiosce w górach z okazji ślubu jednej z par. Gdy wjeżdżają do miasteczka, obsuwa się skarpa i urywa pół mostu, przez co zostają we wiosce uwięzieni. Tracą zasięg, są zdani tylko na siebie. 20 lat wcześniej do tego samego miasteczka przyjeżdża rodzina, która wkrótce znika w tajemniczych okolicznościach. 
Po pierwszym odcinku miałam w głowie niesamowity chaos, bo narracja aktualna mieszała się z tą sprzed 20 lat w sposób tak dziwny, że czasem nie wiedziałam, w którym momencie jestem. Ani kto jest kim — a tu naprawdę można się było pogubić, bo bohaterów jest strasznie dużo. Włączyłam jednak kolejny odcinek, bo zwyczajnie podobał mi się klimat produkcji. Bo klimat wyszedł twórcom genialnie — wszędzie czuć ciężar zbrodni, a nawet nie jednej. Drugi odcinek sprawił, że włączyłam kolejny, bo wydarzenia z pozoru przypadkowe, wcale przypadkowe nie były. Od trzeciego odcinka autentycznie zachwyciłam się tą produkcją. Zrobiło się bardziej logicznie, chaos nieco się ogarnął i wszystko powoli wchodziło na swoje miejsce. A potem poleciało już samo. I chociaż domyśliłam się, kto stoi za tymi wydarzeniami i co stało się 20 lat wcześniej, jedną rzeczą twórcy mnie zaskoczyli. 
Na wspomnienie zasługuje też czołówka. Miniaturowa wersja wioski w górach, którą zalewa krew, a do tego wywołująca dreszcze piosenka śpiewana przez dziecko. 
Akcja wydaje się nieco powolna, jednak sześć godzinnych odcinków to ilość idealna. Zaburzona chronologia w trzech ostatnich odcinkach nabiera sensu i właściwie dodaje tajemniczości, bo nie wyjawia wszystkiego od razu. 
Kreacja bohaterów też przypadła mi do gustu, a przynajmniej tych postaci, których było na ekranie najwięcej — jak Sebastian, Alice czy Manu. 
Połączenie horroru, thrillera i dramatu to coś, co bardzo lubię. Twórcom wyszło to dobrze. Dla mnie mocne 7/10. A nawet 7,5. Dajcie temu serialowi szansę. 


SERIA NIEFORTUNNYCH ZDARZEŃ


Na koniec serial, który wywołuje we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony świetnie się przy nim bawię, z drugiej niesamowicie mnie nudzi. Czy jest na sali ktoś, kto nie kojarzy Serii Niefortunnych Zdarzeń? W dzieciństwie miałam przyjemność czytać kilka tomów. Wieść o serialu w moim przypadku przeszła bez echa. W końcu namówiona włączyłam pierwszy odcinek i właściwie oglądałam go kawałkami strasznie długo. Gdy już jednak przebrnęłam przez niego, dalej poszło lepiej. 
SNZ nie potrafi skupić mojej uwagi i ciekawości na tyle, bym robiła binge-watching. Gdy tylko zaczyna wiać nudą, wyłączam i idę oglądać coś innego, po czym mi głupio i wracam, ale sytuacja powtarza się za każdym razem. 
Główny zamysł to robienie trójce sierot pod górkę, co przy odcinkach po 50 minut robi się w pewnym momencie nużące. Absurdalne sceny (nie mająca roku Sunny grająca w pokera np.) chociaż bawią — i jest to szczęście komizm sytuacyjny — wywołują też grymas, bo wszystko to jest otoczone takim pompatycznym biedne sierotki, tyle nieszczęścia
Podoba mi się, ale równie bardzo nie podoba. W zasadzie nie mam się za bardzo do czego przyczepić, oprócz przesytu absurdu i robienia ciągle pod górkę. Czuję jednak niechęć do dalszego oglądania, bo każda historia rozpoczyna się niesamowicie nudno, a dopiero później rozkręca na tyle, bym mogła się dobrze bawić. Nie umiem ocenić tej produkcji. Nie wiem też, czy mogę ją nazwać swoim guilty pleasure, bo z jednej strony pasuje tu idealnie, ale z drugiej no nie. 
Nie polecam, ani nie odradzam. Mam mieszane uczucia. 


Oglądaliście któryś z tych seriali? Jakie macie o nich opinie? 


Przy okazji, w drugiej odsłonie cyklu (Serialowy mini przegląd 2) pisałam o świetnym serialu Rush. Pamiętacie? Ostatnio miałam przyjemność rozpocząć nowy cykl artykułów na Serialomaniak.pl, który nazywa się Anulowani i dotyczy seriali skasowanych już po 1 sezonie. Zachęcam was więc do przeczytania mojego tekstu o Rush — KLIK

Jakiś czas temu pisałam również do Serialomaniaka recenzję miniserialu Collateral, którego też serdecznie wam polecam — KLIK



Prześlij komentarz

8 Komentarze

  1. U mnie w koło lecą Przyjaciele - de facto nie mam za wiele czasu na nowości, a przy tym serialu mogę bezkarnie zasypiać (bo i tak znam go już na pamięć;))

    OdpowiedzUsuń
  2. ten dom w górach mnie zaciekawił. Akurat niedawno szukałam jakiś ciekawych, nowych seriali.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z podanych propozycji zainteresował mnie ten drugi serial - Le Chalet. Zapisuję tytuł do oglądnięcia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Seria niefortunnych zdarzeń mi się nie podobała, ale zapisałam sobie The good place, chętnie poświęcę mu 10 godzin życia, szczególnie podczas posiłków :D pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nic z tego nie oglądałam :/
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobre miejsce i seria niefortunnych zdarzeń są fantastyczne. W ogóle mam obsesję na punkcie seriali na Netflix :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie słyszałam o żadnym z tych seriali i na razie nie mam zamiaru się po nie brać. Może kiedyś, jak już nadrobię zaległości, których sobie narobiłam :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakiś czas temu zaczęłam The Good Place, ale mówiąc szczerze, nie potrafię się wciągnąć w jego oglądanie. Cholernie mnie nuży. Może to jeszcze nie jest odpowiednia pora, by go oglądać. Chaty nie widziałam. Co prawda przewija się w moich propozycjach na Netflixie, ale jakoś na razie mnie nie kusi. Oglądałam za to oba sezony Serii Niefortunnych Zdarzeń i choć uwielbiam ten seria, to myślę, że niektóre z tomów mogliby spokojnie zamknąć w jednym odcinku, a nie w dwóch :)

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń