Tytuł: Dotyk Gwen Frost
Oryginalny tytuł: Touch of
Frost
Data wydania: 2012
Seria: Akademia Mitu, t.1
Seria: Akademia Mitu, t.1
Przekład: Anna Rojkowska
Wydawnictwo: Dreams
Liczba stron: 312
Pierwsza myśl? Ta książka jest o
mitologii, musi być genialna!
Pierwsza myśl, gdy już zaczęłam czytać? Taaaaak,
spodziewałam się czegoś lepszego.
Ale im dalej czytałam, tym było lepiej, ciekawiej. I w sumie to już
kolejna taka książka, w którą najpierw muszę się wdrążyć,
aby mnie zaciekawiła. Okazało się jednak, że gdy przebrnęłam
przez jakże nudny początek, cała reszta poszła szybciutko i nim
się obejrzałam, książka była przeczytana.
„Ludzie, których się kocha, nigdy naprawdę nie umierają, żyją, dopóki się o nich pamięta, dopóki są w twoim sercu”.
Dotyk
Gwen Frost
opowiada o losach Gwen Frost (zadziwiające,
co nie?),
nowej uczennicy Akademii Mitu. Gwen jest Cyganką – ma dar, ale
zupełnie inny dar niż pozostali uczniowie Akademii. Nie jest
Amazonką, Walkirią czy inną potomkinią starych ludów. Gdy
dotknie przedmiotu lub osoby, może poznać jego przeszłość bądź
też myśli. I przez to, że nie jest z bogatej rodziny, w szkole
jest niemalże niezauważona. Brzmi typowo, co nie? No bo, co tu się
oszukiwać, to jest
typowe.
A
jeszcze bardziej typowe jest to, że zaczyna się nią interesować
arogancki, napakowany,
umięśniony, megasuper
przystojny Spartanin, który zamieni w broń do zabijania wszystko,
co napotka na swojej drodze. Brzmi jak typowa młodzieżówka, bo to
jest typowa młodzieżówka. Ale że jako ostatnio mam nieodpartą
chcicę
na młodzieżówki, nic nie mogłam poradzić na to, że książka
koniec końców mnie wciągnęła.
„Najniewinniej wyglądająca osoba może mieć najczarniejsze serce”.
Z tego co się orientuję, bożek Loki naprawdę istniał w mitologii
nordyckiej. W dodatku autorka bardzo ciekawie przedstawiła większość
bogów, a co najbardziej mi się podobało – nie ograniczyła się
tylko do mitologii greckiej, ale połączyła wszystkie! No dobra,
jednak najbardziej podobały mi się różowe iskry wylatujące z
palców Dafne. Kurczę, też takie chcę!
Bohaterowie wykreowani przez Jennifer Estep są postaciami dość
wyraźnymi, łatwo ich polubić, znielubić, albo denerwować się
ich bezmyślnym zachowaniem (tu mam na myśli Spartanina, no bo
hallo, na końcu zachował się paskudnie!).
„Mity, legendy, magia - to wszystko prawda. I jest częścią nas. Pielęgnujemy nasze mityczne dziedzictwo, żeby służyło nam w walce z chaosem i ciemnością, które by inaczej pochłonęły cały świat”.
Styl lekki, czcionka duża i czytanie poszło szybciutko. Nie jest to
powieść górnych lotów, ale za to idealna do poduszki. Myślę, że
jak będę miała okazję przeczytać kolejny tom, zrobię to z
uśmiechem, bo książka mimo nudnawego początku przypadła mi do
gustu.
Ocena: 7/10
KLUCZNIK: 2. Kupiona w październiku 2015 | 3. Przeczytana w jeden dzień
•••
Słabo ze mną po tym miesiącu. Kilka książek przeczytałam, ale czasu na napisanie na świeżo recenzji nie miałam. Szkoła mnie wykańcza. No ale mam nadzieję, że w listopadzie się to zmieni. Mam na półce kilka pozycji, które w najbliższej przyszłości planuję przeczytać, więc jeśli mi szczęście dopisze i pozbędę się dziwnej niechęci do pierwszych rozdziałów, to powinno się tutaj dziać więcej. :3
2 Komentarze
Brzmi całkiem ciekawie, jednak na razie chyba odpuszczę sobie tę książkę, bo mam strasznie dużo innych tytułów do przeczytania ;)
OdpowiedzUsuńLubię mitologię xD
OdpowiedzUsuńCoż wydaje się być fajną pozycją ;D
http://coraciemnosci.blogspot.com/