POST ZAWIERA RECENZJĘ KSIĄŻKI (na początku) I FILMU (zaraz potem)
Do przeczytania Marsjanina
przekonała mnie Tatiana z Lost in my books. Skusiła mnie opinią,
że to super zabawna książka. Pomyślałam sobie: jak to możliwe,
żeby książka o przetrwaniu na Marsie była zabawna?
A tu niespodzianka, miała rację!
Mark
Watney, kolokwialnie mówiąc, obrywa anteną i gdy
reszta jego załogi ewakuuje
się na Hermesa z myślą, że on nie żyje, on
ma się (prawie) dobrze, ale został na Marsie sam. Nie ma łączności
ze światem. Musi oszczędzać jedzenie, kombinować większe ilości
wody i hodować ziemniaki, żeby przeżyć 4 lata na czerwonej
planecie, do czasu, gdy przyleci tam kolejna załoga Aresa.
Naprawdę
obawiałam się tej pozycji – dlatego przeczytałam ją tak późno
– mimo samych pozytywnych opinii. Jakie było moje zdziwienie, gdy
roześmiałam się już po pierwszym zdaniu! A co najlepsze, śmiałam
się prawie cały czas. Andy Weir stworzył prześmiesznego i
przesarkastycznego bohatera. Mark Watney jest moim mistrzem! Mimo
tego, że Marsjanin
jest utrzymany w humorystycznym stylu, jest to książka ambitna –
gdy Mark biadolił o jakiejś hydrolizie i innych reakcjach
chemicznych, nie wiedziałam, co się dzieje, dopóki nie rzucał
kolokwialnego i uproszczonego skrótu – zawsze zabawnego. Jestem
wciąż pod wrażeniem odwagi, siły i wytrzymałości Watneya. Chęć
przeżycia była dla niego tak wielka, że potrafił wszystko!
Narracja
książki prowadzona jest na kilka sposobów. Większą część
książki stanowią wpisy w dzienniku Marka. Pojawiają się rozmowy
z Ziemią, a także narrator trzecioosobowy, który mówi nam o tym,
jakie kroki do uratowania Marka podejmuje Ziemia. Daje nam to pełen
obraz sytuacji. Często jest tak, że narracja pierwszoosobowa gryzie
się z trzecio-, ale tutaj tego problemu nie ma. Wszystko jest
dograne, bardzo spójne i wzajemnie się uzupełnia.
Ta
książka towarzyszyła mi dwa dni (próbna matura sama się nie
napisze, trzeba było odłożyć książkę na kilka chwil) i
niejednokrotnie mnie rozbawiła. Humor w niej jest dawkowany wręcz
idealnie, wychodzi jakby od bohatera. Nie jest wymuszony w narracji
(jak u Alka Rogozińskiego, na którego ostatnio narzekałam na IG).
Ta lektura była dla mnie ciekawym doświadczeniem i zapewne w
przyszłości sięgnę po nią jeszcze raz. Marsjanin
jest GENIALNY! I kto jeszcze się waha – przeczytajcie!
10/10
Marsjanin | The Martian
Andy Weir
tł. Marcin Ring
wyd. Akurat, 2015
385 str
reżyseria: Ridley Scott
scenariusz: Drew Goddard
gatunek: Akcja, Si-Fi
produkcja: USA, Wielka Brytania
polska premiera: 2 paź 2015
Od
razu po skończeniu książki włączyłam laptopa i obejrzałam
film. Wyjaśnił mi sporo rzeczy, jak choćby to, jak wyglądał
Łazik. Film jest dobrym uzupełnieniem, dodatkiem. Jednak, jak to
bywa z ekranizacjami, sporo rzeczy mi się nie zgadzało. Dodane
dialogi czasem były dobre, innym razem średnio pasowały.
Przytaczanie niektórych
fragmentów z książki było świetne (ale nie rozumiem, czemu nie
dodali fragmentu o cyckach, był genialny!).
Prędkość
akcji w filmie jest dobra – nie ma czasu na nudę, nic się w
zasadzie nie ociąga. Nie czuć w nim jednak upływu czasu, jaki był
dobrze widoczny w książce. Ominięcie tak ważnego elementu jak
burza, od której w zasadzie zależał wynik „misji” Marka,
trochę mnie zdenerwowało. Podobnie jak zakończenie. O ile w
książce zakończenie było otwarte i jednocześnie akuratne, w
filmie jest zamknięte, a zwieńczenie akcji jest przekręcone
(zamiana Becka z Lewis i Iron Men). Średnio mi to odpowiadało, ale
poza tym, nie mam filmowi nic do zarzucenia. Matt Damon spisał się
w roli Marka Watneya idealnie.
Ujęcia
Marsa, cała kolorystyka filmu – wszystko niesamowicie mi się
podobało. Razem, książka i film, stanowią udany i zgrany pakiet.
I myślę, że naprawdę za jakiś czas znów przypomnę sobie
zabawną ale i przerażającą historię Watneya. A on sam ląduje
wysoko na liście moich ulubionych bohaterów literackich. A Damon
aktorów. ;)
8/10
5 Komentarze
Film i książka rewelacyjne! Mark Watney jest jednym z moich ulubionych postaci :) A cytat o cyckach uwielbiam :D Film bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, Matt Damon spisał się świetnie, a sama sceneria jest niesamowita. Naprawdę zapominałam, że nie kręcą tego na Marsie ;) Wszystkie rozwiązania, zwroty akcji... cudo. Tylko masz rację, zakończenie trochę przekombinowane.
OdpowiedzUsuńuwielbiam Marka :D jego poczucie humoru jest niesamowite :D jednak bardziej podoba mi się oryginalna, pomarańczowa okładka książki niż ta filmowa. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA ja jestem dziwna i jakoś za „Marsjaninem” nie przepadam :/ Właściwie to strasznie mnie on wynudził. Sam Mark Watney był raczej taki sobie, choć przyznaję, że niektóre teksty miał świetne ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kasia z bloga KsiążkoholizmPostępujący
Jestem ciekawa jak będzie się miała motoryzacja za 30-40 lat. Już przed 2000 rokiem wróżyło się teorie na temat bezobsługowych samochodów, przemeszczających się z punktu A do punktu B bez pomocy kierowcy :-) Miało się to nijak do rzeczywistosci. Aktualnie oprócz designu producenty prześcigają się w coraz mniejszym "teoretycznym" spalaniu auta, oraz w maksymalizacji różnych niepotrzebnych systemów przez które nierzadko trzeba odwiedzać autoryzowane serwisy. Moim zdaniem motoryzacja podąża trochę nie tą drogą którą naprawdę powinna... Wyniki spalania często fałszowane itp. :-(
OdpowiedzUsuńZbieram się do niej, ale póki co jest na odległym miejscu w kolejce:(
OdpowiedzUsuń