Swego czasu niesamowicie uwielbiałam
dystopie — lubiłam czytać o świecie innym, niż znamy z
aktualnego życia. Czytając opis Wyspy,
zapragnęłam wrócić do takich lektur. Islandia odcięta od reszty
świata brzmi przerażająco, ale i w pewien sposób fascynująco.
Nie musiałam się długo zastanawiać nad zakupem.
Moim
pierwszym zdziwieniem odnośnie Wyspy
była jej grubość! Ta historia liczy niecałe 300 stron, ale za
sprawą twardej oprawy i grubych kartek sprawia wrażenie, jakby
miała tych stron znacznie więcej. Z początku nie wiedziałam, czy
to dobrze, czy źle. Po przeczytaniu wciąż nie wiem — z jednej
strony ta ilość stron wydaje się akuratna, bo autorka daje nam
tyle informacji, ile trzeba, jednocześnie wciąż utrzymując ten
tajemniczy klimat, z drugiej jednak chciałoby się czytać więcej i
więcej.
Kolejny raz
zdziwiłam się, gdy już zaczęłam czytać. Nie przepadam za
literaturą skandynawską, a islandzka jest do niej bardzo podobna, z
prostego powodu — ich szyk zdania jest taki pokrętny, że
zwyczajnie zdania są kulawe i nieporadne. Sigríður Hagalín Björnsdóttir mnie
zachwyciła swoim stylem — owszem, zdania są czasem pokrętne, bo
czasem nagle w narracji pojawia się wypowiedź oddzielona
przecinkami, chociaż dwie linijki niżej mamy już normalne dialogi.
Mimo tych „dziwactw” i dość prostego, dziennikarskiego stylu,
który skupia się w większości na faktach, język, jakim posługuje
się autorka, tworzy coś fantastycznego. Opisy sprowadzają się do
tych najpotrzebniejszych — nie znajdziecie tu opisu pagórka na
dwie strony, o nie. Dziennikarskie doświadczenie autorki przekłada
się na tę powieść i jest to jej wielka zaleta. Sama Islandia nie
jest przedstawiona w sposób malowniczy, bo Björnsdóttir postawiła
na opis społeczeństwa, które definiuje nam Islandię w zupełnie
inny sposób.
Historia
mieszkańców odciętej od reszty świata Islandii przedstawiona jest
z kilku perspektyw. Mamy tu Hjaltiego, dziennikarza, który w
opozycji Ulfhildur pokazuje nam, jak bardzo w obliczu zagrożenia
mediami manipuluje rząd, a media ludźmi. Jak bardzo ten obraz
potrafi być przekrzywiony — zataja się informacje pod pretekstem
dbania o bezpieczeństwo społeczeństwa. Hjalti i Ulfhildur pokazują
dwie strony medalu i ten moment, kiedy trzeba się zdecydować, czy
chce się mówić prawdę, czy dać się omamić ułudzie.
Mamy też Marię,
hiszpankę z obywatelstwem islandzkim, skrzypaczkę. Postać, której
zupełnie nie polubiłam przez jej zbytni egoizm, wyrachowanie i
chłód. I od pewnego momentu mamy też perspektywę jej córki,
Margret, której wątek jest tym młodzieżowym spojrzeniem na
zaistniałą sytuację.
Pojawia się też
perspektywa tajemniczego mężczyzny, którego to rozdział
tytułowane są jako Głód. Kim jest, gdzie jest i dlaczego jest,
gdzie jest? Takie pytania towarzyszyły mi niemal do samego końca,
ponieważ jego momenty pojawiają się regularnie co jakiś czas i od
samego początku wiadomo, że to fragmenty z przyszłości. Ten
zabieg dodaje niepewności, chociaż ja dość szybko domyśliłam
się, kim jest mężczyzna. Dodatkowo, oprócz dwóch czy trzech
fragmentów oczami Leifura, brata Hjaltiego, mamy też urozmaicenie w
postaci artykułów z gazety.
Wyspa
jest niepokojącym obrazem. Jednak bardzo potrzebnym. Można w
pewnych kwestach, głównie tych społecznych, odnieść historię z
Wyspy nie tylko do
Islandii, ale i do każdego innego miejsca na świecie. Warstwa
socjologiczna i społeczna Wyspy
to istne cudo. Björnsdóttir nie stara się na siłę wchodzić w psychikę
bohaterów i tłumaczyć, dlaczego ich wybory były takie, a nie
inne. Jedynie pokazuje, do czego konkretne zachowania prowadzą.
Wyspa
to powieść stawiająca mnóstwo pytań — zwłaszcza tych
niewygodnych. Opowieść chłodna, ale zarazem wstrząsająca. Mimo
iż wyzuta z opisów (a nawet zwłaszcza
z tego powodu), działa niesamowicie na wyobraźnię. Mamy tu
przedstawioną bardzo niewygodną sytuację całego społeczeństwa,
cały szereg różnorodnych bohaterów i ich wyborów, które
pociągają za sobą różnorakie konsekwencje. I mimo tej
niepokojącej wizji, przedstawionej w Wyspie,
wręcz delektowałam się lekturą, a was serdecznie zachęcam do
zapoznania się z historią Hjaltiego i reszty. Z historią wyspy,
która z pięknego miejsca, dla niejednego stała się piekłem.
10/10
Zapraszam was do Rude recenzuje, gdzie jest niesamowity >wywiad< z autorką Wyspy!
Eyland | Wyspa
Sigríður Hagalín Björnsdóttir
tł. Jacek Godek
Wydawnictwo Literackie, 2018
285 stron
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu 3cm
3 Komentarze
Jak dla mnie brzmi świetnie i na pewno będę chciała ją przeczytać! :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam już wiele o tej książce i jestem w niej zakochana, muszę po nią sięgnąć. Twoja recenzja mnie jeszcze w tym utwierdziła dodatkowo...
OdpowiedzUsuńDodaję bloga do obserwowanych.
http://recenzentka-doskonala.blogspot.com/2018/03/elizabeth-i-jej-ogrod-elizabeth-von.html
Bardzo chcę przeczytać tą książkę. Jest w fajnym klimacie, fabuła wydaje mi się ciekawa i , jak sama piszesz, skłania do przemyśleń, a to naprawdę cenię w książkach :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Caroline Livre