About Me

header ads

Minirecenzje — pięć tytułów, których wcześniej nie zdążyłam zrecenzować


Na łamach tego bloga już kilka razy przewinęły się minirecenzje — w zeszłym roku nawet miałam ambitny plan, by publikować co miesiąc te krótkie opinie, jakie dodawałam na bookstagramie. Ale nie wyszło, bo albo czasu na pisanie tych krótkich opinii nie było, albo chęci brak, albo to w ogóle wina mojego braku systematyczności. Ale co by nie było, trochę tych zaległych recenzji się nazbierało — a gdy mowa o choćby romansach, fabuła się z czasem totalnie w głowie zaciera i nie pamięta się już nic konkretnego. I wtedy właśnie minirecenzje to idealny sposób, by coś tam jednak o lekturze powiedzieć, a przy tym podnieść swoje ego, no bo jednak tę recenzję się napisało. Więc dziś krótko, ale treściwie, o kilku książkach przeczytanych wcześniej.


Turbulencja, Whitney G. 


Często powodem, dla którego nie recenzuję jakiejś książki, jest fakt, że nie posiadam jej egzemplarza i nie mogę zrobić unikalnego zdjęcia do postu. W przypadku Turbulencji było to spowodowane tym, że czytałam jej ebook — i to nawet nie na czytniku, tylko na telefonie, którym zdjęcia wykonuję. (Zdjęcie jednak jest, bo zainwestowałam we własny egzemplarz.) Dodatkowo, to jedna z tych pozycji, o której brakuje słów, by coś napisać. Bo niby mi się podobało, ale czy aż tak, żeby zachwalać, czy jednak miało te wady, których jakoś nie zauważyłam, zbyt zaabsorbowana czytaniem? 
Turbulencja opowiada o stewardessie i pilocie, którzy mają układ — czyli dość znany motyw. Łączy ich tylko seks, który muszą ukrywać — bo jakiekolwiek bliższe stosunki w branży lotniczej nie są mile widziane. Spotykają się więc kiedy tylko się da i gdzie się da. Jednocześnie nie jest to książka tylko o seksie — to też historia o nieporozumieniach, które zmieniają bieg wydarzeń
Nie jest to nie wiadomo jak ambitna powieść — to w końcu romans, erotyk. Ale ma też wątki, które dalece odbiegają od miłości. Akcja toczy się przez kilka miesięcy — są też powroty do przeszłości — co jest tu niewątpliwie wielkim plusem. Oprócz uniesień cielesnych, mamy tu też mnóstwo opisów uczuć i przeżyć wewnętrznych głównej bohaterki
Ten erotyk z pewnością wyróżnia się tematyką lotnictwa. Jest dobrze napisany — styl Whitney G. przypadł mi do gustu, nawet bardzo. Myślę więc, że jeśli macie ochotę na dobry romans do poduszki, to Turbulencja sprawdzi się idealnie, a wy będziecie usatysfakcjonowani lekturą. Było naprawdę dobrze. Zdecydowanie polecam. 


Dziewczyna mojego brata, K.A. Linde 

Są historie, o których już od pierwszych stron wie się, że będą typowe do bólu, przewidywalne i w ogóle oklepane. Są też i takie, których początek sugeruje coś więcej — a na końcu dostajemy przykrą niespodziankę. Dziewczyna mojego brata należy do drugiej grupy. 
Początek zwiastował świetną pozycję, nawet mimo faktu, że były w nim prawie wszystkie typowe dla romansów motywy. Postaci wydawały się dobrze zarysowane. Dialogi były naturalne, bieg zdarzeń też wydawał się autentyczny. Później jednak wszystko się popsuło — tak od połowy. Bohaterowie zachowywali się albo jak dzieci, albo jak idioci. Ich rozmowy momentami były tak sztuczne i tak na siłę pisane, że to aż bolało. Wprowadzanie kolejnych oklepanych wątków wcale nie pomagało. 
Sama nie wiem, czemu jeszcze sięgam po takie pozycje. Może po prostu wierzę, że jedna na kilka takich książek okaże się warta uwagi i autor/ka wyjdzie poza schemat — jak Whitney G., która pozytywnie zaskoczyła mnie Turbulencją, czy Kathy Evans, której Ladies man będzie następny. K.A. Linde poza schemat nie wyszła, a druga połowa Dziewczyny mojego brata była stratą czasu i jedynie wywoływała we mnie irytację. 
Jeżeli też jeszcze wierzycie, że można trafić na dobry i nietuzinkowy romans, to nie bierzcie się za Dziewczynę mojego brata, bo tę wiarę stracicie. 


Ladies Man, Kathy Evans 

Opinię o Ladies man zamieściłam świeżo po lekturze na Instagramie:
Ladies man jest moim pierwszym spotkaniem z autorką. Nie czytałam głośnego Manwhore, więc nie bardzo wiedziałam, czego się spodziewać. Ale zostałam mile zaskoczona. Choć od samego początku mamy chemię między bohaterami, ich relacja rozwija się dość wolno, nawet bez fajerwerków. Gina oferuje Tahoe siebie w ramach prezentu urodzinowego, ale ten odmawia. Zaczyna więc spotykać się z gościem poznanym na tych feralnych urodzinach, ku wielkiej zazdrości Tahoe, który wydaje się być zarówno zadowolony z przyjaźni z Giną, jak i rozczarowany, że to tylko przyjaźń.
Od razu wiedziałam, że to nie będzie ambitna lektura. Sięgnęłam po nią by zwyczajnie się zrelaksować i do tego, uwierzcie mi, nadaje się idealnie. Styl Katy Evans jest raczej prosty, momentami aż za bardzo, jednak skupiając się bardziej na treści się tego nie odczuwa. Jest lekko, przyjemnie — czyli tak jak powinno być przy romansie na rozluźnienie.
Jest to jedna z tych książek, która zaraz po przeczytaniu jest wciąż fajna, ale w ciągu kilku dni już się za bardzo nie pamięta, o czym właściwie była. Nie mniej, polecam. Zwłaszcza w zimny wieczór przy herbatce.
I wiele się moja opinia nie zmieniła. I chociaż od momentu przeczytania, wciąż po Manwhore nie sięgnęłam, wzięłam się za Womanizera, kolejny tom tej serii, opowiadający o kolejnym z przyjaciół i siostrze Tahoe — i niestety nie podołałam. Wygląda więc na to, że pogłoski o tym, że powieści Evans mają bardzo nierówny poziom, są jak najbardziej prawdziwe. Nie zmienia to faktu, że Ladies man to dobra pozycja na miły i niewymagający seansik z książką. 


Illuminae, Kristoff, Kaufman 

Żeby nie było, że same romanse dziś recenzuję. O Illuminae próbowałam już pisać kilka razy — i zwykłą recenzję, i analizę, czemu to taki fenomen... Żadna z prób mi nie wyszła, więc zostawiłam ten temat z myślą: może później się uda. Może to drugie mi wyjdzie, jak przeczytam Illuminae po raz drugi. Taką mam nadzieję. Dziś jednak spróbuję chociaż troszeczkę wyrazić mój zachwyt nad tym tomiszczem. 
Historie z kosmosem w tle nie do końca są dla mnie — liczba tych, które mi się podobały, a tych, które nie, jest chyba taka sama. Jednak Illuminae skradło moje serce przez sposób, w jaki została opowiedziana cała historia. 
Tajne raporty, czaty między bohaterami, zapiski z kamer, zdjęcia, plakaty, transkrypcja myśli programu AIDAN. To wszystko i wiele więcej — właśnie z tego składa się całe Illuminae, opowiadając niesamowitą i absorbującą historię, od której trudno się oderwać. Świetne poczucie humoru, dużo akcji, momenty łzawe — znajdziecie tu wszystko. I to wszystko was zachwyci. O ile zdecydujecie się zaryzykować. 


Naznaczeni, J.L. Barnes 


Do Naznaczonych byłam namawiana kilka razy — zawsze przez tę samą osobę. Skusiłam się dopiero, gdy miał wyjść tom trzeci, a na jakimś dyskoncie internetowym znalazłam dwa tomy po dyszce za każdy. Więc jak mogłam nie kupić? 
Naznaczeni są młodzieżowym kryminałem z elementami paranormalnymi (czyli czymś, co uwielbiam) i romansem (niestety nieodłącznym w tym gatunku). To dość cienkie książki, do tego z dużą czcionką, które zwykle połyka się w całości — więc wstyd się przyznać, że wciąż nie przeczytałam drugiego tomu. Tym bardziej, że mój brat przeczytał oba tomy w dwa dni (nie żebym się próbowała tłumaczyć, ale młody stwierdził, że drugi tom weźmie sobie z półki sam i trudno, że zaczęłam już czytać, on sobie przywłaszczy też zakładkę i potem nie włoży jej tam, gdzie była — a ja strasznie nie lubię później odnajdywać miejsca, w jakim skończyłam, a nie chciało mi się czytać od początku, więc no... sami rozumiecie). 
Jeżeli więc macie ochotę na lekki kryminał z nastolatkami w głównych rolach, to Naznaczeni będą idealną propozycją. Tym bardziej, że to lekka książka, którą przeczytacie w kilka godzin. 



Co z tej listy czytaliście, albo co macie w planach? 

Prześlij komentarz

7 Komentarze

  1. Nie czytałam żadnej z wymienionych przez Ciebie pozycji i właściwie czytać nie zamierzam, bo choć s-f lubię, to do "Illuminae" zupełnie mnie nie ciągnie. Natomiast co do formy mini recenzji to jestem na tak!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że Illuminae ci się podobało, bo sama je uwielbiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Turbulencja" podobała mi się bardzo. Nie dość, że bohaterowie byli wyraziści, seks nie przysłonił fabuły, do tego autorka świetnie zorientowana na temat samolotów i pracy bohaterów. Jak dla mnie książka była genialna.
    Zgadzam się z opinią "Dziewczyny mojego brata". Dialogi bolały, bohaterzy mimo że wiekowo byli dojrzałymi ludźmi, to zachowywali się jak w liceum, no i bohaterka obrażająca się o coś co założyła, a potem nagle jedno zdanie bohatera a ta leci w jego ramiona. Nie znoszę takich głupich wątków. Wynudziłam się i zirytowałam czytając ją.
    Po za tym mam w planach "Ladies Man", jednak ja wolałabym zacząć od Manwhore. A nie wiem kiedy to zrobię, to "Real" mi się średnio podobała i jakoś ciężko zabrać mi się za kolejną książkę autorki.
    Pozostałych dwóch nie czytałam i raczej nie zamierzam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Real też próbowałam, ale te opisy, jak bohaterka podniecała się samym widokiem faceta w typie jaki jej nie kręcił, to dla mnie za wiele. ;) Ladies Mana jednak polecam, naprawdę przyjemny romansik na jeden wieczór. :D

      Usuń
  4. BARDZO podoba mi się idea tego typu postów! Ja mam spory problem z recenzowaniem książek na bieżąco... A czasem trafi się książka która w sumie 'nie zasługuje" na jakąś wielką recenzję. Idealny pomysł :)
    Ja czytałam Illuminae i BARDZO mi się podobało ale ja wyczekiwałam tej książki od kiedy pojawiła się na amerykańskim booktube :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie! Nie o każdej pozycji da się napisać dość wiele, by wyszła recenzja, nie mówiąc już o braku czasu, a wiadomo, im później od czytania pisze się opinię, tym ciężej sobie przypomnieć, co w książce się działo. ;)
      Ja właśnie znałam Illuminae z zagranicznego bookstagrama, więc pojawienie się tego w Polsce i to jeszcze w takim cudownym wydaniu, strasznie mnie ucieszyło. Mam jednak nadzieję, że pozostałe tomy też się pojawią. :D

      Usuń
  5. Illuminae przede wszystkim pociąga mnie ze względu na formę. Nie wiem nawet, prawdę powiedziawszy, o czym jest ta książka. Jako książkowa sroka zachwycam się więc głównie oprawą, choć, jak mam nadzieję, również i treścią, gdy ta książka w końcu wpadnie w moje ręce.

    Pozdrawiam,
    dziewczyna z książkami

    OdpowiedzUsuń