Z twórczością Tarryn Fisher nie spotkałam się wcześniej
bezpośrednio (bo nie liczę tu współautorstwa przy Never Never), więc Margo to moja pierwsza powieść autorki. Czy
zachwyciła mnie jak wszystkich innych?
Przyznam szczerze, że kupiłam tę pozycję z dwóch powodów — bardzo dobrych recenzji blogerów i za sprawą tej cudownej okładki (chociaż i
tak uważam oryginalną za lepszą), którą mogłabym dotykać cały czas, bo ma
ciekawą fakturę.
Margo mieszka w Bone — miasteczku, które jest kwintesencją i
synonimem wszystkiego, co złe, brutalne, brudne itd. — a swój dom nazywa
Pożeraczem. Margo jest otyła, nie ma przyjaciół, a matka rzadko kiedy się do
niej odzywa. Poznajemy ją na przestrzeni lat i właściwa akcja zaczyna się
dopiero, gdy Margo ma osiemnaście lat. Pierwsze sto stron niesamowicie mnie
zanudziło — jednak trzeba przyznać, że ta treść była potrzebna do zrozumienia
tego, co dzieje się później. Przerzucałam kartki pytając siebie, czy ja aby na
pewno czytam tę samą książkę, którą blogerzy określają jako wciągającą już od
pierwszych stron. Dopiero po setce, gdy zaginęła dziewczynka z sąsiedztwa,
zaczęłam być ciekawa tego, jak to wszystko się potoczy. Jedyne co ratowało
początek książki to naprawdę niesamowity klimat. Bone to zło, a ta nieprzyjemna
aura miasteczka wręcz emanowała z książki.
Tarryn Fisher nie zachwyciła mnie swoim stylem pisania –
jest prosty i przyjemny, ale nie porywający — jednak Margo czytało mi się
naprawdę dobrze (nawet te nudne sto stron). Gdy już zaczęła się właściwa akcja,
pojawiły się tajemnice, przeszłość, jak i niemoralne czyny bohaterki — przepadłam. Nie potrafiłam oderwać się od czytania. Niestety, do czasu.
Fisher najwyraźniej ma problem z kończeniem co niektórych
wątków, zwłaszcza tych szpitalnych — w Margo, podobnie jak w Never Never wątek szpitalny został
urwany, niewyjaśniony i właściwie to go nie zrozumiałam. I nie potrafię się
zdecydować, czy autorka zrobiła to specjalnie, czy po prostu coś jej nie
wyszło.
Postać Margo jest niesamowicie skonstruowana. Poznajemy ją
jako pokrzywdzoną dziewczynkę, która je w ukryciu przed matką — w efekcie czego
w kolejnych rozdziałach jest zwyczajnie otyła. Fisher niesamowicie ukazała
przemianę bohaterki — nie tylko to, jak Margo traci na wadze, ale głównie jej
przemianę psychiczną, gdy Margo zaczyna walczyć z niesprawiedliwością świata.
Widzimy diametralną różnicę i rozumiemy, dlaczego i w jaki sposób tak się
stało. Potrafimy niekiedy uzasadnić jej działania, a czasem nie. Margo jest
wielką niewiadomą — dla nas, jak i dla siebie samej. Lubimy ją, współczujemy
jej, ale równie często denerwujemy się z powodu tego, co robi, oceniamy ją
negatywnie, nie potrafiąc zrozumieć jej decyzji — lub popieramy ją w tym, czego
dokonuje. A to wszystko za lub przeciw własnym wartościom moralnym. Margo niejednokrotnie
zmusza nas do zastanowienia, co sami zrobilibyśmy na miejscu bohaterki. Do
przemyślenia sytuacji, jej przyczyn, skutków i konsekwencji. Możemy Margo
potępiać, możemy jej kibicować – albo jedno i drugie, a wszystko to zależy od
tego, jakim wartościami sami się kierujemy w życiu.
Judah — chłopak z sąsiedztwa — z którym Margo zaczyna się
przyjaźnić, zupełnie nie przypadł mi do gustu. Jest jednocześnie pokrzywdzony,
bo przyszpilony do wózka inwalidzkiego, impertynencki, wywyższający się, ale
też nad wyraz przyjazny. Jest połączeniem tak wielu cech, że ciężko mi było
uznać go za postać tylko dobrą, lub tylko złą — raz go lubiłam, raz nie,
chociaż z przewagą tego drugiego. W przeciwieństwie do postaci Margo, los
Judaha był mi całkowicie obojętny, a on sam niejednokrotnie sprawiał, że
wywracałam oczami i wzdychałam.
Margo, z pominięciem pierwszych stu stron, to niepokojąca
pozycja, pełna cierpienia, miejscami niemoralna. A przede wszystkim jest
niesamowitą historią przemiany dziewczyny, poprzez krzywdy i niesprawiedliwość
świata. Nie wciąga od pierwszych stron, ale gdy już przebrnie się przez
pierwszych kilkanaście (a są bardzo krótkie) rozdziałów, nie można się oderwać.
W ogólnej ocenie, uważam Margo za naprawdę dobrą powieść. I z czystym sumieniem
mogę polecić. (I zachęcić do kupienia choćby ze względu na piękną okładkę!)
8/10
Margo | Marrow
Tarryn Fisher
tł. Agnieszka Brodzik
Wydawnictwo Sine Qua Non, 2017
350 stron
6 Komentarze
Sięgnę. Gdyby nie blogosfera to bym nawet o niej nie wiedziała. Ale książka wydaje się wyjątkowa... Niedawno skończyłam Never, never i podejrzewam, że te mroczne wątki to właśnie pomysł Fisher. I, masz rację, okładka jest piękna!
OdpowiedzUsuńJak podejrzewam, że te pourywane wątki w Never Never to też sprawka Fisher. ;) Sięgnij i zrecenzuj, z chęcią poznam Twoją opinię, bo ja długo nie mogłam się zdecydować, czy Margo mi się podobała, czy jednak nie.
UsuńJejku, wszyscy zachwycają się okładką, a dla mnie jet bardzo neutralna :) Negatywnie do niej nastawiona nie jestem, ale na razie odpuszczam.
OdpowiedzUsuńJestem jej ciekawa. Czytałam serię Mimo moich win autorki, która mi się podobała, a Margo jak czytam recenzje mówi całkowicie o czymś innym, trochę inny gatunek, więc jestem ciekawa jak autorka sobie poradziła i czy mi się spodoba. :)
OdpowiedzUsuńTrochę kusi mnie ta książka, bo fabularnie wydaje się niesamowicie ciekawa, ale z drugiej strony nie za bardzo lubię się z Fisher. "Mimo moich win" strasznie działało mi na nerwy, dlatego teraz czuję duży opór przed sięgnięciem po inne jej książki :/
OdpowiedzUsuńhouseofreaders.blogspot.com
Na "Margo" wciąż czekam, bo słuch po niej zaginął. Również słyszałam o niej wiele dobrego, aż tak się zachwyciłam, że mówię "muszę ją mieć!". Poza tym tematyka jest taka dziwno - mroczna, więc ja jestem jak najbardziej za :)
OdpowiedzUsuńCiekawy blog, malinowy kolor też mój ulubiony, chociaż u siebie mam bardziej brzoskwinię :D Obserwuję! :)
Pozdrawiam, Oliwia :")
Zjadam Szminkę