About Me

header ads

Ponad wszystko, Nicola Yoon — recenzja książki i filmu



Gdy tylko zobaczyłam zwiastun do Ponad wszystko, zapragnęłam poznać tę historię. Chciałam przeczytać książkę, potem zobaczyć film, ale z czasem moja ekscytacja malała, a w efekcie zupełnie nie chciałam czytać książki, tylko obejrzeć sam film. Koniec końców, jak widzicie, zaliczyłam obie te rzeczy.

Zwiastun zapowiadał naprawdę dobrze nakręconą produkcję, chociaż w zasadzie ja się na tym nie znam. Zupełnie nie czuję tych wszystkich pogadanek o montażu, zdjęciach, czy innych technicznych sprawach. Ocena filmów w moim wydaniu opiera się na moich wrażeniach podczas oglądania, czy film mi się podobał czy nie, czy po prostu świetnie się bawiłam. Więc z góry wiedziałam, że pod względem efektów, otrzymam coś miłego dla oka – i tak było! Moje oczka naprawdę otrzymały wiele przyjemności.

Po wyjściu z kina poczułam, że... w sumie jednak chcę przeczytać książkę, a kilka dni wcześniej przeglądając aros wpadłam na tę pozycję w oryginale za cudowną cenę (tylko 25zł!), więc pomyślałam: trudno, że mam trzy nieprzeczytane książki po angielsku, kupię kolejną! Ale nakład zszedł, a ja stwierdziłam, że poczekam, może kiedyś znów się pojawi kilka egzemplarzy. I pojawiło się, ale The Sun Is Also A Star, więc pomyślałam: OK. I kupiłam. A w drodze z poczty odwiedziłam bibliotekę i zostałam dumnym pierwszym czytelnikiem Ponad wszystko.



Maddy choruje na SCID, chorobę, która uniemożliwia jej wychodzenie na zewnątrz, bo zabić ją może byle pyłek. Pewnego dnia do domu obok wprowadza się nowa rodzina – tak poznaje Olly'ego. I to właściwie tyle, co potrzeba wiedzieć o fabule.

Po obejrzeniu filmu byłam ciekawa, jak wygląd fabuła książki, czy też dostanę fragmenty rozmów na czacie czy maili. Dostałam i jest to świetne urozmaicenie zwykłej narracji – tu pierwszoosobowej z perspektywy Maddy. Dzięki temu czyta się dwa razy szybciej, ale też ten sposób pozwala nam poznać Olly'ego dzięki temu, co sam pokazuje, nie tylko przez pryzmat opinii Maddy o nim. Książkowy Olly skradł moje serce o wiele bardziej, niż ten filmowy, ale nie tylko wyglądem (jak dla mnie aktor został średnio dobrany, widziałabym na jego miejscu kogoś przystojniejszego), ale i humorem i swoim sposobem bycia.

Nicola Yoon prowadzi nas przez tę historię lekkim, przyjemnym stylem, który na ogół jest dość dobry, ale czasem (na stosunkowo krótkie momenty) bywa zbyt prosty. I w tym momencie bardzo się cieszę, że tak jest. Jeśli bywacie u mnie dość często, to zauważyliście pewnie, że ostatnio jestem w stanie czytać tylko romanse i młodzieżówki, bo nic ambitniejszego zwyczajnie mi nie idzie – dlatego też Ponad wszystko było moim idealnym towarzyszem na dwa leniwe dni. Było lekko, miejscami zabawnie, a przede wszystkim znów mogłam usiąść i po prostu czytać, bez irytowania się, że po dwóch stronach zwyczajnie nie mogę kontynuować. Nim się obejrzałam, dotarłam do ostatniej strony. I na ten moment jest do dla mnie niesamowicie wielki plus tej pozycji. Być może gdybym wybrała ją później, w jakimś innym momencie, mogłaby być dla mnie zbyt słodką i naiwną historią – albo też tak samo dobrze bym ją odebrała.

Ponad wszystko nie wywołało we mnie specjalnie przesadnych uczuć. Nie płakałam, nie rwałam włosów z frustracji, nie specjalnie kibicowałam bohaterom (bo już znałam zakończenie z filmu), ale... dobrze się bawiłam, zwłaszcza czytając czaty, bo lekki humor bohaterów był przyjazny. To lekka historia na ciepły wieczór z herbatką, nic wielkiego. Nawet nie zauważycie, kiedy ją przeczytacie. Polecam, zwłaszcza na Niemoc Czytelniczą, gdy właściwie nie wychodzi czytanie czegokolwiek – wtedy taka lekka pozycja potrafi odblokować.

7/10
Ponad wszystko | Everything, Everything
Nicola Yoon
tł. Donata Olejnik
wyd. Dolnośląskie
330 stron
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu 2,4
Olimpiada czytelnicza
WyPożyczone



reżyseria: Stella Meghie
scenariusz: J. Mills Goodloe
gatunek: melodramat (według filmweb)
produkcja: USA 
polska premiera: 9 czerwca 2017


Film Ponad wszystko jest naprawdę wierną ekranizacją, a to z reguły się chwali. Ale pojawiały się też sceny zupełnie nowe, które w zasadzie były strzałem w dziesiątkę, bo pokazywały pewne rzeczy i pragnienia wyraźniej. Plastyczniej. Ładniej. Lepiej.

Chociaż po filmie bardziej odczuwa się naiwność fabuły, tę uroczą aurę, to urzekł mnie mimo wszystko bardziej. Urzekła mnie kolorystyka, w jakiej utrzymana jest całość – jasne, ale jednocześnie wyraziste i głębokie kolory, które cieszyły oko. Ujęcia z różnych kadrów, cały plener i wnętrza – po prostu miód! Wszystko wyglądało tak estetycznie, tak... pięknie. I niektórzy mogą powiedzieć, że zbyt pięknie, ale... Ja czasem lubię popatrzeć na ładne rzeczy i zupełnie mi to nie przeszkadzało.

Dodanie postaci astronauty jest tym, za co najbardziej kocham twórców tej produkcji. O ile w książce była o nim tylko jedna, krótka i nic nie znacząca wzmianka, o tyle w filmie został idealnie i akuratnie wykorzystany. Gdy Maddy czatowała z Ollym, przenosili się w jej wyobraźni do miejsc, które wcześniej budowała jako makiety na zajęcia z architektury; a towarzyszył im właśnie astronauta. Moment, w którym próbował napić się czegoś przez słomkę, siedząc w hełmie, jest chyba moim ulubionym – chociaż wcale nie brzmi super zabawnie, rozbawił mnie najbardziej. Właśnie takie elementy, których brakuje w książce, dodają filmowi smaczku.

Nigdy podczas filmu nie zwracam uwagi na ścieżkę dźwiękową – skupiam się na obrazach i dialogach – i tutaj też tak było. Zupełnie nie wiem, co tam leciało w tle. Zakończenie, albo raczej to, co działo się przed nim, właściwie mnie zaskoczyło – mimo mglistych podejrzeń gdzieś z tyłu głowy – więc to ode mnie kolejny plus.

Ogólnie oceniam film bardzo wysoko, bo otrzymałam dokładnie to, czego się spodziewałam – słodką historię w pięknej otoczce. Chciałam obejrzeć coś prostego, przyjemnego – i właśnie to otrzymałam. Byłam więc po seansie w pełni usatysfakcjonowana.

8/10


Podsumowując całość, film w moich oczach wypada dużo lepiej – bo jest ślicznie zrobiony – ale książkowy Olly zdecydowanie wygrywa z filmowym. Polecam zarówno książkę, jak i film. A w której kolejności – to już zależy od Was. A gdy poczujecie potrzebę przeczytania/obejrzenia czegoś przyjemnego, lekkiego, niezobowiązującego – weźcie się za Ponad wszystko. :)


Prześlij komentarz

4 Komentarze

  1. Zazwyczaj staram się najpierw przeczytać książkę, a potem obejrzeć film :D Liczę, że kiedyś uda mi się przeczytać książkę bo film okropnie mnie korci >D

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka nie porwała mnie jakoś specjalnie - ot zwykła, przyjemna młodzieżówka na jeden dzień. Miło ją wspominam, jednak bez fajerwerków. Mogę wręcz rzec, że film spodobał mi się bardziej, szczególnie wycieczka Maddy i Olly'ego. Bił od niej wakacyjny klimat, więc cała ekranizacja idealnie wpasowała się w porę roku. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka była dla mnie całkiem ok, a filmu jeszcze nie miałam okazji widzieć, ale skoro to dobra ekranizacja, na pewno nadrobię to w najbliższym czasie. :)
    Pozdrawiam!
    Zapraszam na konkurs, w którym do wygrania jest książka “Fałszywy pocałunek”

    OdpowiedzUsuń
  4. Książka była dla mnie średnia i w sumie nie miałam ochoty na film. Teraz myślę, że w momencie, kiedy będę miała ochotę na jakąś lekką produkcję, to dam mu szansę.
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń