Nie będę ukrywać, że po Zanim
zostaliśmy nieznajomymi
sięgnęłam z powodu... okładki. Nie było to jedynym powodem, bo
opis również bardzo mnie ciekawił, chociaż głównie z powodu
podobieństwa do innej książki — Światło, które utraciliśmy.
I od razu wam powiem, że jestem tą historią absolutnie zachwycona.
Historię
Matta i Grace poznajemy na dwóch płaszczyznach — tu i teraz, oraz
piętnaście lat wcześniej, gdy się poznali i powoli w sobie
zakochiwali. Renée
Calino podzieliła swoją opowieść na trzy części — w pierwszej
towarzyszymy Mattowi, nieco już styranemu życiem fotoreporterowi,
który rozwiódł się z żoną i przypadkiem zauważa w metrze swoją
dawną miłość, a jego uczucia odżywają na nowo. W drugiej części
śledzimy losy Matta i Grace w collage'u i cierpimy razem z nimi pod
koniec. W trzeciej cierpimy razem z nimi dalej, bo autorka kontynuuje
część pierwszą.
Mniej
więcej wiedziałam, czego mogę się po Zanim zostaliśmy
nieznajomymi spodziewać — w
końcu to romans, w dodatku brzmiący nieco podobnie do powieści
Jill Santopolo. Spodziewałam się szczęśliwego zakończenia,
dlatego więc trzecia część zaskoczyła mnie faktem, że co chwilę
wybuchałam płaczem. Co zdarza się u mnie dość rzadko. Co się
już uspokoiłam, to kolejny akapit wyciskał ze mnie kolejne litry
łez. Motyw fotografii i opuszczenia swojej ukochanej ze względu na
rozwój pasji, to kolejny podobny motyw, do którego jednak Carlino
podeszła delikatniej, z większym wyczuciem niż Santopolo. Matt żył
fotografią, co widać bardzo mocno w części drugiej. Pasja Grace
do wiolonczeli również była niesamowita. Dodawała tej postaci
delikatności, która pozwalała mi odpocząć od jej dziwnych
wybryków i pomysłów.
Zanim zostaliśmy nieznajomymi
pokazała mi, że nawet typowy romans może mnie doprowadzić do łez,
jeśli tylko jest dobrze napisany. Jest zadziwiająco realny.
Pokazuje, jak czyjeś widzimisię czy zawiść i zazdrość mogą
zniszczyć komuś życie. I uświadomiło mi, że są jeszcze książki
w tym gatunku, które potrafią całkowicie mnie zaabsorbować i
pozwalają żyć życiem bohaterów. Pokochałam Matta, dlatego
ostatnich kilkadziesiąt stron było dla mnie ciosem w serce.
Pokochałam Grace za jej dziwaczność. Znienawidziłam Elizabeth, za
to, jak potraktowała Matta. Pokochałam każdą inną postać w tej
książce i zupełnie nie chciałam jej kończyć.
Renée
Carlino napisała niesamowitą, uczuciową książkę, która
wyzwoliła we mnie mnóstwo emocji. Zachwyciła mnie swoim stylem —
pięknym, plastycznym, opisowo ukazującym uczucia. Jestem absolutnie
zakochana w tej powieści i niesamowicie mocno was zachęcam do jej
przeczytania. To coś więcej, niż zwykły romans.
10/10
Before We Were Strangers. A Love Story | Zanim zostaliśmy nieznajomymi
Renée Carlino
tł. Martyna Tomczak
Wydawnictwo Otwarte
325 stron
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu 2,1
5 Komentarze
Widzę, że miałaś podobne odczucia co ja :D Też zdarzyło mi się uronić przy niej łzy! Ale sama historia jest w sobie naprawdę piękna :) Z początku obawiałam się tej książki, ale potem szybko się przekonałam, że były to bezpodstawne obawy :)
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Choć na co dzień unikam takich klimatów, dla tego tytułu byłabym skłonna zaryzykować, bo zapowiada się bardzo apetycznie :)
OdpowiedzUsuńOkładka tej książki jest tak piękna, intymna i ma w sobie coś, co po prostu zachwyca, że warto chyba mieć tę książkę nawet tylko dla niej :) Ja bardzo chcę ją przeczytać i mam nadzieję, że po skończeniu, będę tak zachwycona jak ty :)
OdpowiedzUsuńNa razie odpoczywam od tego typu historii, ale jak tylko najdzie mnie znowu na nie ochota, to chętnie zobaczę czy i ja będę nią zachwycona.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam:
Biblioteka Feniksa
Naprawdę wysoka ocena, dlatego zapisuję sobie na liście, bo czuję się zachęcona :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
Szelest Stron